Mama kupiła dla mnie gruszkę. Pomyślicie, cóż w tym
nadzwyczajnego – otóż to, że dobrze wiedziała, że gruszek nie lubię, a mimo to
od czasu do czasu razem z tatą próbowali mi ją przemycić w obiadkach na słodko
lub w formie pogryzek. Jak do tej pory bezskutecznie. No może nie do końca bo suszone skórki z gruszki lubię od zawsze, podobnie jeśli chodzi o gruszkę w
ciastkach, ale jeśli chodzi o gruszkę samą w sobie na surowo …. no cóż … nie
jestem, a raczej nie byłem jej fanem, aż do tego obiadku.
A więc, mama podjęła kolejną próbę przekonania mnie, że
gruszka na surowo jest smaczna. Postanowiła po raz kolejny zrobić mi na obiad
coś z gruszką. I pewnie jak zwykle spodziewała się, że z miseczki zostanie
zjedzone wszystko oprócz gruszki, która wyląduje poza miską na podłodze. I aż się sama zdziwiła (jak to się mówi ;]
kopara jej opadła) - po raz pierwszy zjadłem gruszkę na surowo bez marudzenia,
a wręcz przeciwnie z ogromnym smakiem:) Nie wiem czy to smak mi się zmienił,
czy może gruszka była jakaś magiczna, czy też obiadek tak pyszny – tak czy siak
jadłem aż mi się uszy trzęsły :)
Potrzebujemy:
- garść cieciorki
- pół gruszki
- łyżka wiórek kokosowych
- łyżka oleju rzepakowego
Cieciorkę moczymy przez noc w wodzie, płuczemy i gotujemy w
świeżej wodzie przez 40 min. Odcedzamy i przerzucamy do miseczki. Gruszkę razem
ze skórką kroimy w kosteczkę i dodajemy do cieciorki. Dodajemy też wiórki
koksowe, olej i mieszamy. Gotowe :)
smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz